Nawigacja

Kolejne cztery wizyty na lotnisku wiążą się z nauką podstaw nawigacji. Jak wiadomo (a może nie?), powietrze nie jest nieruchome. I stosunkowo rzadko zdarzają się lewitujące znaki drogowe. Dlatego już do końca kursu na licencję PPL moim głównym zajęciem będzie ślęczenie z nosem w mapie i za oknem, i próba trafienia w wybrane wcześniej punkty zwrotne. A jak to wygląda w praktyce?

Dzień przed lotem, rysuję sobie zaplanowaną wcześniej trase na mapie. Pokażę to na przykładzie dzisiejszej trasy Sobienie -> Biała Rawska -> Nowe Miasto nad Pilicą -> Sobienie. Porysowana mapa wygląda mniej więcej tak:

Mapa z naniesioną trasą lotu

Teoretycznie czyta się ją następująco: startujemy z Sobieni (po prawej), mijamy miejscowość Sobienie-Jeziory – od której zaczynam liczyć czas – i kursem 249 stopni lecę przez 21 minut i 45 sekund do Białej Rawskiej. Tam obracamy mapę o 90 stopni, zmiana kursu na 155 stopni, którym to kursem lecimy przez 8 minut i 15 sekund – a dystans wynosi 22 kilometry. Następnie tuż przed rzeką skręcamy w lewo i kursem 47 stopni wracamy do domu. I rzeczywistość również by tak wyglądała, gdyby nie wiatr, symbolizowany przez wielką strzałkę poniżej. Dziś wiało (wg prognozy GAMET) około 18 kts, czyli niecałe 35 km/h. Dlatego tuż przed startem, po sprawdzeniu aktualnych prognoz, do nawigacyjnego planu lotu wpisałem nowe wartości, biorąc pod uwagę zmienione warunki atmosferyczne: (dwie prawe kolumny wykorzystujemy w locie). I nawigacyjny plan lotu, przypięty do nakolannika, wygląda tak nawigacyjny plan lotu (pdf).

Dokładny sposób przygotowywania nawigacyjnego planu lotu, łącznie z obliczeniami na mniej więcej takim kalkulatorze lotniczym opiszę później. Grunt, że wyniki teoretycznie są prawidłowe. Teoretycznie, bo prognoza – prognozą, ale nie da się idealnie przewidzieć prędkości wiatru, a przez to – jego wpływu na nasz lot.

Podczas samego lotu próbowałem jednocześnie patrzyć na mapę, przyrządy, stoper i plan lotu, a także kontrolować to co jest za oknem… co przy kompletnym braku wprawy zaowocowało mocno chybotliwym kursem. Ale cóż, pierwsze koty za płoty, udało się za każdym razem dolecieć do zaplanowanego punktu zwrotnego z niewielką odchyłką czasową. W czasie poprzednich lotów udało mi się trafić prawie idealnie w punkt docelowy, dziś – przy stosunkowo dużym zamgleniu – musiałem wspomagać się dodatkowymi znakami, że zbliżamy się do dużego miasta. A to wszystkie drogi nagle zaczęły skręcać w jedną stronę (i to nie tam, gdzie celujemy dziobem!), a to Warszawa Info informuje, że mam ruch na godzinie 11, nad Nowym Miastem (i tak dowiedziałem się, że lecimy zbyt na prawo).

A jak powyższa mapa i plan lotu przekładają się na rzeczywiste prowadzenie? Można zobaczyć, nakładając zapis z GPS na Google Earth. Jest… nienajgorzej, jak na widoczność rzędu paru kilometrów:

(na filmie pokazany moment przelotu nad torem wyścigów i giełdą w Słomczynie)