Wpis miał być z materiałami audio, wideo itp… ale kamera odpadła od szyby i nic z tego nie wyszło. Może to od wstrząsów? A może przy -12 przyssawki słabiej działają? 😉
Wracając do tematu. Po wznowieniu dość szybko udało mi się zakończyć pierwsze ćwiczenie (kręgi) i – mimo coraz gorszej aury – drugie (loty do strefy). Z ciekawych rzeczy, warto wspomnieć o „ślepakach” – symulowanych lotach bez widoczności czegokolwiek na zewnątrz samolotu. Po starcie pilot zakłada specjalne okulary (wygląda się w nich mniej więcej tak), w których teoretycznie widzi wyłącznie przyrządy. Teoretycznie, bo w praktyce niestety widać nieco na boki i trzeba mocno się skupić, by widzieć tylko przyrządy i podręczny stoper.
Loty na ślepo mają na celu zapoznanie studenta z pilotowaniem bez widoczności czegokolwiek za oknem. Wbrew pozorom nie jest to proste – poprzednio instruktor cały czas wkładał do głowy, że przyrządy na tablicy tylko pomagają, a głównym przyrządem w lotach z widocznością ziemi (VFR) jest maska samolotu. Teraz trzeba było się przestawić z powoli reagującej maski na „nadpobudliwe” wariometr, sztuczny horyzont, żyrobusola, prędkościomierz, wysokościomierz… A po pewnym czasie już tylko wariometr i koordynator zakrętu. Dlaczego? Jednym z ćwiczeń jest symulowana awaria kolejnych przyrządów pokładowych. Instruktor po prostu wyciąga kolejne kartki i zakleja nimi przyrządy (skąd on wziął tyle tych kartek?!), a student-pilot coraz bardziej się poci, mimo -12 za oknem.
W lotach bez widoczności ziemi szczególnie liczy się precyzyjne prowadzenie samolotu. Na przykład: żeby zawrócić, należy wykonać „standardowy zakręt” (zrównać z kreskami skrzydełka na koordynatorze zakrętu) i odczekać 60 sekund. Busola niby jest – ale pokazuje z opóźnieniem i przydaje się dopiero później, do poprawienia kursu. Żeby obniżyć lot o 1000 stóp z uszkodzonym wysokościomierzem, trzeba stabilnie obniżac lot według wariometru (np 500 stóp na minutę) przez dwie minuty. Jeszcze innym ćwiczeniem, jeszcze z niezasłoniętym wysokościomierzem, było zejście na zadaną wysokość w określonym czasie. Wtedy trzeba szybko przeliczyć, z jaką prędnością się wznosić/obniżać, i stabilnie prowadzić samolot. Wszystko fajnie, tylko te turbulencje…
Na zakończenie „ślepaków” jeszcze kontrola, czy potrafię wyprowadzić samolot z niestandardowych sytuacji, przeciągnięcia, i… zaczynamy nawigację! Ale o tym w kolejnym wpisie.
Opisywane wydarzenia miały miejsce już jakiś czas temu, ale miałem drobny poślizg w uaktualnianiu blogów 🙂